ciemne strony pomagania

Ciemne strony pomagania.

Pomaganie jest świetne prawda? Altruizm wypływający z dobroci serca potrafi uskrzydlać, niesienie pomocy, czy dawanie prezentów bywa bardzo przyjemne. Praktykowanie zawodu „pomagacza” oraz doświadczenia osobiste skłoniły mnie do głębszego zastanowienia się nad pomaganiem, co z kolei zaowocowało nowymi, nieoczekiwanymi wnioskami, którymi postanowiłam się z Wami podzielić. Zastanówmy się razem, czy są jakieś ciemne strony pomagania.

Karmienie a opieka – ciemne strony pomagania

Myślę, że najlepiej zilustruję problem szkodliwego pomagania odwołując się do metafory karmienia. Bardzo często utożsamiamy karmienie z dobrą opieką, dlatego przykład oparty o odżywianie wydaje się być trafny. Znajomi moich znajomych mieli psa. Na nieszczęście psa mieli także Babcię. pies był bowiem wręcz niewyobrażalnie gruby. Zwierzę było na tyle otyłe, że stanowiło to zagrożenie dla jego zdrowia, suczka była już sędziwa, miała prawdopodobnie problemy ze stawami i na skutek swojej tuszy stroniła od ruchu. Babcia natomiast za punkt honoru wzięła sobie dbać o odpowiednie odżywienie zwierzaka i gdy pies za długo nie podchodził do miski, sama wkładała mu do pyska kulki ulepione z karmy. „Zaraz, zaraz… Chyba podawała miskę?” – można by zapytać, niestety mam na myśli to co napisałam. Wkładała mu jedzenie do pyska. Konsekwencje dla psa były krótko mówiąc złe.  Miałam też kiedyś znajomego kota, który w misce miał zawsze pełno, żeby biedactwu nie zabrakło. Kot często wymiotował z przejedzenia co dla właścicieli było sygnałem do napełnienia miski, przecież kot zwymiotował, ergo – brzuszek ma pusty. Na myśl przychodzą gęsi tuczone na pasztet foie gras, drób karmiony jest przez rurkę aby dostatecznie obrósł w tłuszcz. Mimo wszystko sytuacja gęsi wydaje mi się bardziej uczciwa – są w oczywisty sposób traktowane jak obiekty do zaspokojenia potrzeb innych. Mają być tłuste bo będą jedzone, nikt nie sugeruje że rurka w gardzieli umieszczona jest dla dobra gęsi. Kot i pies w moim poczuciu również są uprzedmiotawiane, bo ich pasienie służy dobremu samopoczuciu właścicieli. „Jestem takim dobrym człowiekiem, rany jaka ze mnie wspaniała osoba! Mój piesek ma tak dobrze, że nie musi nawet wstawać do jedzenia! Mojemu kotkowi niczego nie brakuje”. Tak, nie brakuje nawet cukrzycy i zwyrodnień stawów. To karmienie nie jest dla zwierząt, one są tylko środkiem do budowania zadowolenia z siebie.

Nawet nie podziękowała – ciemne strony pomagania

W kwestiach bardziej subtelnych relacji międzyludzkich również nader często pojawia się chęć przekarmiania, tj. pomagania nie po to, by komuś rzeczywiście pomóc ale by poczuć się lepiej samemu ze sobą. Opieka nad dziećmi stwarza takie okazcje, bo dzieci się uczą i wiele rzeczy im jeszcze nie wychodzi, co dla niektórych jest sygnałem do niesienia pomocy. Zawiązywanie bucików 9-cio latkom, pakowanie za dziecko plecaka do szkoły, bieganie za dzieckiem z bananem żeby sobie zjadło, kolorowanie zeszytu wnuczka – to tylko niektóre przykłady. Warto sobie zadać pytanie – po co to jest? Czy dziecko będzie lepiej wiązać buty, gdy je będę w tym wyręczać? Czy będzie lepiej dbało o zeszyty? Czy jeśli będę przepytywać dziecko codziennie do sprawdzianu (mimo, że o to nie prosi) wyrobi w sobie nawyk samodzielnej nauki? Wydaje się, że nie wyrobi, bo nie będzie miało okazji. Będzie za to miało dobre oceny, wszyscy w szkole będą wiedzieli, że jestem świetnym rodzicem.

Byłam kiedyś świadkiem pewnej sytuacji. Kobieta z wózkiem wychodziła ze sklepu, inna pani przytrzymała jej drzwi. Kobieta z wózkiem dość cicho bąknęła „Dziękuję”, czego życzliwa pani nie dosłyszała, i głośno dała wyraz swojej frustracji.

– Jak tak można? To już dziękuję się nie mówi? Co za ludzie, tak się zachowywać! – powiedziała.

Pal sześć, że kobieta powiedziała „dziękuję”, tylko widocznie zbyt cicho. Niechby nawet nie mówiła, co za różnica? Można by zastanowić się, czy życzliwa pani trzymała drzwi, żeby kobieta z wózkiem miała łatwiej, czy też przede wszystkim po to, aby otrzymać wyrazy wdzięczności.

Profesjonalni pomagacze.

Psychologowie i psychoterapeuci, a być może i inni specjaliści trudniący się zawodowym pomaganiem prędzej czy później muszą zmierzyć się ze swoim poczuciem misji, skłonnościami mesjanistycznymi i tendencją do przekarmiania pacjentów. Jeśli moim nadrzędnym celem będzie „pomoc” pacjentom za wszelką cenę, mogę przestać szanować siebie i metodę, którą pracuję. Zamiast pomagać zacznę wyręczać, będę mówić nie to co należy, ale to co pacjent chciałby usłyszeć, żeby mu było miło, żeby mnie lubił. Doskonalenie zawodowe i chyba także zwykła przyzwoitość wymaga uporania się z tymi problemami, dla dobra swojego i ludzi, których leczymy. Wydaje mi się przy tym, że poszukiwanie złotego środka nie kończy się z pierwszym sukcesem. To chyba ciągły proces, wspierany przez przeróżne historie, które powierzają nam nasi pacjenci.

Jedna odpowiedź

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola oznaczone są *